W Internecie wszyscy są idealni. Wszystkim założone plany wychodzą w stu procentach. Uśmiech nie znika z twarzy, a motywacji nigdy nie brakuje. Niestety w życiu codziennym świat nie wygląda już tak różowo. Oczywiście, odnośmy mniejsze lub większe sukcesy ale nie przychodzą nam one z łatwością, na wszystko trzeba ciężko zapracować. Natomiast porażki? Ich jest pewnie więcej ale nie chwalimy się nimi, lepiej udać, że nie się nie stało, nie było tematu.
Ponieważ traktuje ten blog jako swojego typu dziennik, opisywałem zeszłoroczną redukcję z której byłem zadowolony, kilkanaście kilogramów mniej było moim małym sukcesem. Po lecie przyszedł czas na budowanie masy, plany były ambitne niestety życie spłatało mi figla i w momencie kiedy zacząłem wchodzić na wysokie kalorie wszystko się popsuło…
Pierwsze miesiące Reverse Diet był naprawdę dobre, waga szła w górę, siła zdecydowanie na plus a talia nie powiększała się. Do 3400 kcal wszystko szło książkowo, waga plus 8 kg przy niskim zatłuszczeniu. Niestety później wszystko już poszło inaczej niż oczekiwałem. Najpierw problemy zdrowotne, potem problemy rodzinne. Za dużo wszystkiego jak na jedną osobę. Skończyło się to tym, że w grudniu na siłowni byłem 2 razy. Kreatynę, którą planowałem brać przez 8 tygodni odstawiłem już po 4, a dieta rozpisana i zaplanowana do Nowego Roku przekształciła się w totalny brak kontroli nad tym co jem.
Wiem, że opisywanie mojej osobistej porażki nie jest motywujące, lepiej by się czytało jak to przybrałem 20 kilogramów suchej masy i nadal jest krata na brzuchu ale tak jak wcześniej nadmieniłem, nie mam zamiaru zakłamywać lub pomijać niewygodnych faktów, jestem szczery i piszę jak jest.
Obecnie waga to 94 kilogramy. Przez najbliższe dwa tygodnie planuje lekki rozruch bo po miesiącu przerwy nie ma co się rzucać od razu na split i ciężkie treningi. Kalorie na poziomie 3000 powinny być wystarczające, po tym okresie rozpocznę powolną redukcję ponieważ mocno się zapuściłem.
Żeby nie było aż tak pesymistycznie jakieś plusy również dostrzegam w tej sytuacji. Po pierwsze, mój układ nerwowy oraz ruchowy miały czas na regenerację. Dodatkowo przez miesiąc nie miałem kontaktu z żadnymi odżywkami czy suplementami. Oprócz witaminy C1000 w czasie przeziębienia mój organizm wysycił się z wszystkich sztucznych substancji. Nawet białko, które zawsze mam po treningu nie było potrzebne bo przecież nie było treningu :)
Zgodnie z powiedzeniem “Co Cię nie zabije to Cię wzmocni” nie poddaje się i walczę dalej. Do wakacji czeka mnie ciężka redukcja, planuję znowu zbić do 80kg ale o tym w jaki sposób planuje to zrobić oraz o progresie będziecie mogli przeczytać na bieżąco. Mam nadzieję, że był to ostatni wpis z niepowodzeniem i w następnych będą już tylko opisywał moje małe sukcesy. Głowa do góry!