Jedni uważają, że nie ma sensu wliczać białka z takich produktów jak ryż, płatki owsiane czy orzechy w diecie, a jedynie liczyć białko typowo pełnowartościowe, inni natomiast liczą wszystkie białka ze wszystkich źródeł. Która szkoła jest lepsza? Temat białka w diecie zawsze budzi wile kontrowersji... Oto moje zdanie na ten temat.
Różnica pomiędzy białkiem pełno i niepełnowartościowym.
W bardzo dużym uproszczeniu białka to aminokwasy (proszę bez hejtu, nie chodzi tu o chemiczne wzory i trudne do zrozumienia fakty).
Jaja, ryby czy mięso dostarczają pełną pulę aminokwasów "niezbędnych" egzogennych (takich, które muszą zostać dostarczone z pożywienia, organizm sam nie jest w stanie ich wytworzyć), mówimy wtedy, że takie białko jest pełnowartościowe.
Nasiona strączkowe, orzechy czy zboża zawierają również białko z tym, że nie dostarczają one pełnej gamy aminokwasów przez co przylgnęło do nich miano białka niepełnowartościowego.
Skoro produkty roślinne nie zawierają wszystkich aminokwasów to jak to jest, że weganie dalej żyją przecież pisałeś wyżej, że są one niezbędne, a organizm nie jest w stanie ich syntezować?
Chodzi tutaj o regułę "komplementacji". Jedne produkty roślinne zawierają niektóre aminokwasy, inne, inne aminokwasy (brzmi bez sensu, ale mam nadzieję, że nadążacie) w efekcie końcowym dostarczając zróżnicowanych produktów jesteśmy wstanie uzupełnić wszystkich ośmiu niezbędnych aminokwasów.
Organizm nie rozdziela pożywienia na pełnowartościowe i niepełnowartościowe, tak więc cała filozofia zdrowego odżywiania polega na różnorodności. Jeżeli nie lubicie np. jaj da się bez nich żyć (chociaż tu moja uwaga, profil aminokwasowy jaj jest uznany za idealny dla naszego organizmu, warto z tego korzystać), to samo tyczy się mięsa itd nie trzeba jeść wszystkiego na siłę, jednakże należy wtedy zadbać o różnorodność innych produktów, które zrekompensują braki pewnych aminokwasów.
Dlaczego więc nie wszyscy wliczają białka niepełnowartościowe do puli kalorycznej? Nie wiem skąd wziął się taki mit... może z lenistwa... łatwiej liczyć białko tylko z produktów wysokobiałkowych, węglowodany tylko z węglowodanowych itd co nie zmienia faktu, że te produkty zawieją również inne makroskładniki.
Uproszczenia są dobre, ale nie są jedyną metodą. Jeżeli skrzętnie prowadzisz dziennik żywieniowy, warto wliczać makroskładniki ze wszystkich źródeł. Przykładem będzie makaron durum, którego 15% stanowi białko, a przecież makaron to produkt typowo węglowodanowy... jedząc 3 posiłki po 100g makaronu mamy już prawie 50g białka, więc czemu by nie odciążyć układu trawiennego i nie spożyć odpowiednio mniej mięsa o te 50g białka? Przecież zgodnie z regułą komplementacji aminokwasy się uzupełnią.
Na koniec przypomnienie, że zbyt duża podaż białka nie jest korzystna, a tym bardziej optymalna. Starajmy się dostarczyć go jedynie tyle ile rzeczywiście nasz organizm potrzebuje, oszczędzimy w ten sposób np nerki, ale również i domowy budżet ;)
Jeżeli ktoś się ze mną nie zgadza to zapraszam do wymiany argumentów na temat nie wliczania białka niepełnowartościowego do diety, może wyniknie z tego ciekawa dyskusja.
Źródło grafiki: https://commons.wikimedia.org |